Piotr Łuka: Staraliśmy się, ale nam nie wyszło Drukuj
poniedziałek, 26 marca 2018 15:23

W meczu o 5. miejsce siatkarskiej 1. ligi, Stal Nysa pokonała 3:1 Ślepsk Suwałki. Kibice w Nysie nie kryją rozczarowania - w tym sezonie zapowiadano przecież walkę o PlusLigę. - Czy ja wierzyłem w PlusLigę? Wiedziałem, że to zadanie jest arcytrudne dla każdej drużyny pierwszoligowej, ponieważ tak naprawdę, to nie są otwarte drzwi do PlusLigi, a tylko lekko uchylone. Wygranie 1. ligi, a potem wygranie rywalizacji do trzech zwycięstw z czternastym zespołem PlusLigi, jest zadaniem niezwykle trudnym – powiedział w rozmowie ze mną, trener Stali, Piotr Łuka. Podsumował w niej także mijający sezon.

 


Dokonując podsumowania sezonu, ciekawi mnie, czy to dzisiejsze zwycięstwo osładza panu sezon? Kibiców chyba nie bardzo już interesuje, czy Stal zajmie piąte czy szóste miejsce.

Piotr Łuka: - Myślę, że kibicom nie robi to różnicy, my jednak jako sportowcy wolimy zająć tę wyższą lokatę. Oczywiście podsumowując ten sezon, był on dla nas nieudany i co do tego nie ma się co oszukiwać. Już od dłuższego czasu analizujemy to, co się wydarzyło w tym sezonie. Plaga kontuzji jaka nas dopadła jest pewnym wytłumaczeniem - doprowadziła do przeogromnych rotacji na poszczególnych pozycjach, a jak wiemy siatkówka lubi stabilność i powtarzalność. Mieliśmy problem, żeby wykrystalizował się jakiś skład, który dałby nam możliwość grania wyżej. Można powiedzieć, że dzisiejszy mecz był takim podsumowaniem całego naszego sezonu. Graliśmy bardzo nierówno, ciężko wchodziliśmy w początki setów, w których przegrywaliśmy 0:3, 0:4, a później goniliśmy przeciwnika. I chyba cały sezon był taki. Mieliśmy wzloty, mieliśmy upadki, staraliśmy się, ale nam nie wyszło.

Tak szczerze, gdy przejmował pan ten zespół, w co pan wierzył? Czy realny był dla pana awans do PlusLigi, czy może tylko liczył na wygranie ligi, a może i to było według pana trudnym zadaniem?

- Czy ja wierzyłem w PlusLigę? Wiedziałem, że to zadanie jest arcytrudne dla każdej drużyny pierwszoligowej, ponieważ tak naprawdę, to nie są otwarte drzwi do PlusLigi, a tylko lekko uchylone. Wygranie 1. ligi, a potem wygranie rywalizacji do trzech zwycięstw z czternastym zespołem PlusLigi, jest zadaniem niezwykle trudnym. Na pewno wierzyłem w to, że w tym roku jesteśmy w stanie grać o medale i przy dużym łucie szczęścia jesteśmy w stanie zagrać o ten baraż. Życie napisało jednak inny scenariusz i jesteśmy z tego powodu niezadowoleni. Cóż, nie zawsze jest niedziela i nie zawsze się zwycięża. Mamy bardzo duży materiał jeśli chodzi o naszą drużynę i wiemy co poprawić, jednak teraz jest już koniec sezonu, zatem wszelkie decyzje będą zapadać na innych szczeblach. Zobaczymy co przyniesie czas. Obejmując ten zespół wiedziałem z czym to się je i jak ciężkie przede mną oraz chłopakami zadanie. Jak powiedziałem, nie udało się.

W tym roku w play-offach z Krispolem zagraliście na takim samym poziomie jak w ubiegłorocznych półfinałach, czyli byliście dużo gorsi od swoich rywali. Czy analizował pan wcześniej fakt, dlaczego w poprzednim sezonie, przed wspomnianymi półfinałami, zespół stracił formę?

- W tamtym sezonie nasza niezła gra w sezonie zasadniczym zbudowała taką otoczkę, że zagramy o coś wyżej, o coś więcej. Półfinał z Wartą Zawiercie był dla nas takim zimnym prysznicem. Przegraliśmy praktycznie wygrany mecz, w którym prowadziliśmy 2:0, co podcięło nam skrzydła i dlatego później mecze o brązowy medal wyglądały tak, jak wyglądały, czyli strasznie. My po prostu rozpadliśmy się jako drużyna. Podobna sytuacja była po tym sobotnim meczu z Krispolem, na hali w Nysie. Można powiedzieć, że w ogóle nie dojechaliśmy na ten mecz, a w niedzielę staliśmy pod ścianą. Wprawdzie walka była na całego, ale przeciwnik wiedział o co gra. Niedzielne zwycięstwo zapewniało mu wejście do strefy drużyn walczących o medale, a my zdawaliśmy już sobie sprawę, że nie możemy zrobić żadnego kroku w tył. W tym meczu mieliśmy mentalnie duże problemy.

Przez prawie cały sezon fatalnie w waszym wykonaniu wyglądała zagrywka, co wydaje się najłatwiejszym elementem do poprawy. Czy zawodnicy mieli w sobie tyle chęci, by zostawać po treningach i ją ćwiczyć? Dzisiaj akurat nie robili w tym elemencie wielu błędów, ale nie robili też nią krzywdy, wcześniej natomiast w kluczowych momentach były sytuacje, że zespół dogania przeciwnika, zawodnik idzie na zagrywkę i wali w pół taśmy. Dużo było takich przypadków.

- Dokładnie tak było. Jeżeli chodzi o zagrywkę, to duży wpływ na nią miała przeprowadzka z Głuchołaskiej na Sudecką. Większość z tych chłopców na Głuchołaskiej grało od kilku lat. Mieli tam, jak to się mówi, swoje kąty i klepki. Przenosząc się do nowego obiektu zdawaliśmy sobie sprawę, że początki mogą być ciężkie. Pracowaliśmy bardzo dużo nad tym elementem. Ja sam byłem przyjmującym, stąd wiem, ile trzeba poświęcić pracy nad tym elementem. Zagrywka i przyjęcie mocno się ze sobą łączą. Trenowaliśmy ten element i na treningach wyglądało to czasami rewelacyjnie, po czym w meczu – fatalnie. To jest jeden z tych elementów, które są nieprzewidywalne. Tak jeden z trenerów mówił też o bloku. Raz jest, a innym razem go nie ma, choć cały czas trenuje się go tak samo.

Zarówno pan, jak i pana asystent Arkadiusz Olejniczak, słynęliście ze znakomitej gry w obronie, a tymczasem zespół w tym sezonie słabo prezentował się w tym elemencie. Dla przykładu można wymienić tu waszego libero - o ile poprawnie przyjmował, to w obronie piłka w ogóle go nie szukała.

- Jeżeli chodzi o te elementy czysto defensywne, to ważne jest współgranie bloku z obroną. Nie zawsze to wychodziło. Indywidualnie mieliśmy kłopoty w obronie w strefie szóstej. Jasne, że od libero wymagamy najlepszej gry, ale my największe problemy mieliśmy właśnie we wspomnianej strefie szóstej. Wracając pamięcią do statystyk po meczu z Wrześnią, przez cały sezon wszyscy czterej zawodnicy z tej strefy podbili razem tyle piłek, co jeden libero. Przyjmujący to praktycznie najlepiej wytrenowani zawodnicy, jeśli chodzi o technikę. Oni powinni przynosić zespołowi dużo więcej obron do późniejszych kontrataków. Tu mieliśmy z tym duży problem.

W czasie meczów bardzo dużo czasu analizuje pan statystyki, które podobno, w co aż nie chce się wierzyć, robi statystyk nieobecny na hali, a oglądający mecz na bardzo słabym streamie. Kibice mają na nim problem rozpoznać zawodników, tymczasem on na podstawie tego obrazu wykonuje swoją pracę, zaś pan z pomocą takich statystyk prowadzi zespół. Czy nie jest to trochę postawione na głowie?

- Jeśli chodzi o statystyka, nie mieliśmy innej możliwości pracy, dlatego, że w ostatniej chwili, pod koniec tamtego sezonu, odmówił nam dotychczasowy statystyk. Sytuacja zmusiła nas, żeby szukać kogoś nowego. Naszym statystykiem jest Kamil Kołodziejczak. To chłopak z Olsztyna, który w Treflu Gdańsk uczył się pracy na programie Data Volley. Ta współpraca wychodzi nam dosyć dobrze. Jeśli chodzi o stream, to nie wiem, czy ktoś tam coś może dojrzeć, czy nie. Wiem, że mieliśmy czasami problem z łączami internetowymi. Za boiskiem jest kamera i on z jej nagrania robi później analizy zespołów. Dostaje taką samą jakość jak z kamer, z których my korzystamy i zawsze z tego samego miejsca. Z tego powodu nie upatrywałbym jakiegoś problemu. Mamy ze sobą cały czas kontakt i te statystyki są na bieżąco nam dostarczane. My dużo analizujemy, ale to nie statystyki grają i pewne rzeczy trzeba poprawić na boisku.

Wywiad ten opublikowałem na przegladligowy.com

www.facebook.com/mojewielkiemecze

@MojeWielkieMecz