Roman Wójcicki: Osiągnąłem wiele sukcesów i jestem z tego bardzo dumny Drukuj
sobota, 22 października 2016 22:06

Roman Wójcicki zagrał 62 razy w reprezentacji Polski, z którą był trzy razy na MŚ. Z jednych z nich przywiózł medal. W barwach Widzewa grał w półfinale rozgrywek będących odpowiednikiem LM. Był m.in. zawodnikiem Odry Opole, Śląska, Widzewa, Homburga i Hannoveru. Dla mnie przede wszystkim to mój krajan z Nysy i wychowanek tamtejszej Stali.  - Największy niedosyt pozostał z tego powodu, że nigdy nie zostałem mistrzem Polski – powiedział po meczu Odry z Olimpią Zambrów. Uważa też, że wyjeżdżając do Niemiec trafił do zbyt słabego klubu.

 

Co pan porabia od czasu zakończenia kariery?
Roman Wójcicki:
- Od 30 lat mieszkam w Niemczech. Zakotwiczyłem się koło Hannoveru. Utrzymuję kontakt z krajem. Często przyjeżdżam do Opola, z którym jestem związane przez te wspaniałe czasy, które tu jako piłkarz spędziłem. Muszę powiedzieć, że właśnie dzisiaj znowu pojawiła się okazja, żeby spotkać się z byłymi kolegami i z trenerem Piechniczkiem, który nas prowadził. Do tego mogliśmy obejrzeć mecz. Niestety mieliśmy pecha, bo Odra dzisiaj przegrała, ale tak niekiedy bywa. W Hannoverze zajmuję się trochę szkółką piłkarską, która działa przy klubie Hannover 96. Troszeczkę pogrywam sobie w oldbojach. Zdrowie pozwala mi jeszcze pobiegać.  Poza tym na co dzień zajmuję się fizjoterapią.

Jakie zmiany, w porównaniu z dawnymi czasami, dostrzega pan, gdy po latach wchodzi na stadion Odry?

- Widzę, że powoli coś się dzieje. Został już np. wyremontowany budynek klubowy. Widać, że stoi duża trybuna, ale brakuje tej drugiej, którą bym sobie życzył. Najbardziej brakuje Odrze wielkiego sukcesu. Awans do II ligi już jest. Muszą jednak chłopaki dalej się trzymać, to może naprawdę uda się im wejść do I ligi. Byłaby to super sprawa. Cieszę się, że Odra pozyskała dużego sponsora. To jest bardzo ważne, bo Odra na dalszą działalność potrzebuje odpowiednie środki finansowe. Wprawdzie dziś nie był dla Odry najlepszy mecz, ale mam nadzieję, że chłopaki utrzymają wcześniejszy poziom i będą liderem rozgrywek. Nieraz tak się zdarza, że trafi się tak dobry rok, że beniaminek awansuje do następnej ligi.

Czy utrzymuje pan też takie kontakty z innymi klubami, w których pan grał? Czy też jest pan przez nie zapraszany na podobne spotkania?

- Od czasu do czasu były organizowane takie spotkania przez Widzew Łódź. Byłem na jednym, ale było to dosyć dawno. Dość długo nikt się już organizacją takich spotkań nie zajmuje. W Śląsku Wrocław pod tym względem nic się nie działo. Teraz jakiś człowiek ze Śląska dzwonił do mnie. Wysłał mi dyplom Legenda Śląska Wrocław, choć grałem tam tylko2 lata. Cieszę się, że po latach trafiają się tacy ludzie, którzy chcą organizować spotkania byłych piłkarzy. My dzisiaj sami zorganizowaliśmy  sobie to spotkanie. Zrobilismy to z Mariuszem Łańcuckim. Pojawił się trener Antoni Piechniczek, asystent Józef Zwierzyna, kierownik drużyny i przyjechało też paru fajnych chłopaków, z którymi grałem. Właśnie wybieramy się razem na kolację. Cieszę się, że Odra ładnie się zachowała. Wręczyła nam te koszulki, które teraz mamy na sobie. Fajnie, że w klubie pamiętają, że graliśmy tu i że kiedyś coś dla opolskich kibiców zrobiliśmy.

Pan pochodzi z Nysy, a to jest bardziej siatkarskie miasto. Czy z pana wzrostem nie próbowano skaperować pana do siatkówki?

- Muszę powiedzieć, że moim drugim sportem zawsze była siatkówka. Jednak, jako młodego chłopaka, ciągnęło mnie bardziej do piłki. Uwielbiałem w nią grać. Kochałem piłkę i dlatego zostałem piłkarzem. Z powodu mojego wielkiego wzrostu dużo pracy mnie to kosztowało, ale nie żałuję tego czasu i że wybrałem tę dyscyplinę. W efekcie osiągnąłem wiele sukcesów i jestem z tego bardzo dumny.

Czy ma pan jakieś niepełnione marzenie jako piłkarz, czy z perspektywy czasu jest pan zadowolony z tego co osiągnął? Wiadomo, że pan był trzy razy na Mistrzostwach Świata i na jednych z nich zdobył medal, że z Widzewem pan poszalał w europejskich pucharach, że w kraju pan odnosił sukcesy w barwach Odry, Śląska i Widzewa, ale czy jest jakieś uczucie niedosytu w czymś, że coś przeszło koło nosa?

-  Największy niedosyt pozostał z tego powodu, że nigdy nie zostałem mistrzem Polski. Grałem wiele lat w Polsce i nie udało mi się to. Najpierw wielką szansę miałem z Odrą Opole, gdy byliśmy mistrzem jesieni w 1978 roku. Najbliżej byłem ze Śląskiem Wrocław, gdy w ostatnim meczu wystarczył nam remis z Wisłą Kraków, a niestety przegraliśmy 1:0. Wtedy to mistrzostwo uciekło nam sprzed nosa. Z Widzewem, choć mieliśmy wspaniałą drużynę, też nam się to nie udało, choć 2-3 razy wywalczyliśmy wicemistrzostwo. I tu pozostał właśnie niedosyt, że tej naszej ligi nigdy nie udało mi się wygrać. Jednak muszę być dumny, że z Widzewem zdobyłem Puchar Polski, że z tym klubem doszedłem do półfinału rozgrywek, które były odpowiednikiem Ligi Mistrzów. To była bardzo fajna sprawa. Z reprezentacją, jak pan wspomniał, zdobyłem medal na MŚ w Hiszpanii, co jest moim największym sukcesem. Wyjeżdżając do Niemiec nie miałem szczęścia, bo trafiłem do małego klubu FC Homburg, który był beniaminkiem Bundesligi. Tam pałętaliśmy się w dolnych rejonach tabeli i walczyliśmy o utrzymanie. Tutaj też mam taki niedosyt, że zagranicą trafiłem do niezbyt dobrego klubu, a myślę, że w moim wieku w lepszym klubie mogłem jeszcze pokazać klasę i pograć na wysokim poziomie.

Czy pana sąsiedzi w Niemczech wiedzą jaka sława piłkarska koło nich mieszka? Czy jest pan tam tylko znany z bieżącej działalności, czy wiedzą, że był pan reprezentantem Polski?

-  Spotykam się w Niemczech z sympatykami piłki nożnej, przede wszystkim tymi z klubu Hannover 96. Oni wiedzą, że grałem w reprezentacji Polski i byłem z nią na MŚ. Oni okazują mi z tego powodu szacunek. Na ulicach już raczej nie spotykam ludzi, którzy by moją twarz pamiętali, ale gdy jestem na stadionie, to ludzie naprawdę jeszcze mnie rozpoznają.

Ten wywiad pojawił się też na stronie przegladligowy.com

www.facebook.com/mojewielkiemecze

@MojeWielkieMecz