Maciej Kusaj: Ciężko jest myśleć długofalowo Drukuj
niedziela, 17 stycznia 2016 12:45

Maciej Kusaj występował w poprzednich latach na różnych międzynarodowych parkietach. Co przekonało go do dołączenia na ten sezon do zespołu Stali? Jak zapewnia zawodnik, nyskiej drużyny nie traktuje w kategoriach trampoliny do PlusLigi. - Każdy myśli o swoim rozwoju i ma jakieś wyższe cele, które sobie stawia, jednak ciężko jest myśleć długofalowo, podpisując roczną umowę, a w siatkówce mało jest umów dłuższych jak roczne – powiedział w rozmowie, którą przeprowadziłem dla Przeglądu Ligowego.

Grał pan w wielu ciekawych miejscach na świecie. Jak podoba się panu w Nysie? Mam na myśli organizację klubu, kibiców i pana pozycję w drużynie.

Maciej Kusaj: - Rzeczywiście, grałem w kilku miejscach. Jeśli chodzi o Nysę, można powiedzieć, że prezentuje pod względem organizacyjnym standardowy poziom pierwszoligowy. Nic nie zaskoczyło mnie tu negatywnie, ale też nic jakoś bardzo pozytywnie. Jest tak, jak się tego spodziewałem. A w kwestii mojej pozycji w drużynie... To trener układa skład. Ja nie będę tego komentował. Gram na pewno mniej. Taka jest trenera decyzja, a ja muszę dostosować się.

Czy przychodząc do Nysy brał pan pod uwagę, że może być ciężko przebić się do pierwszego składu?

- Na pewno nikt nie przychodzi siedzieć na ławce. I tyle.

Proszę przypomnieć, gdzie występował pan do tej pory w swojej bogatej karierze?

- W Belgii, Finlandii, na Cyprze, w Libanie, no i w Polsce - w Olsztynie i Bielsku.

Czy poza granicą grał pan zawsze w najwyższych ligach? Czy można porównać je poziomem do naszej I ligi? Z poziomem PlusLigi chyba trudno im rywalizować.

- Belgijską można porównywać do PlusLigi. Jest kilka klubów, które są na bardzo wysokim poziomie organizacyjnym i finansowym, jak: Noliko Maaseik, Knack Roselare, Lennik, Antwerpia... W lidze fińskiej gra natomiast wielu reprezentantów swojego kraju, stąd jej poziom nie jest taki słaby. Ta liga jest bardzo intensywna - każdy z każdym gra po trzy mecze, co powoduje, że przy czternastu zespołach jest bardzo dużo grania. Ja występowałem w najwyższych ligach tych państw.

Liga libańska i cypryjska to dla nas siatkarska egzotyka...

- Liga cypryjska opiera się na zawodnikach zagranicznych. Swoją drogą, to świetny kraj do życia. A nawiązując jeszcze do Libanu - poziom był trochę niższy, ale tam z kolei na play-offy przyjeżdżały naprawdę duże nazwiska, np. Frantz Granvorka. Faktem jest natomiast, że runda zasadnicza nie jest tam jakoś bardzo wymagająca.

A jak w tych krajach wygląda zainteresowanie kibiców? Czy mecze odbywają się przy tak pełnych halach jak w Polsce?

- Takiego zainteresowania jak w Polsce nie ma nigdzie na świecie. Tam wszystko zależy od klubu. Najlepsze kluby w Belgii cieszą się dużym zainteresowaniem. W tych średnich sytuacja zależy od aktualnych wyników. Podobnie jest na Cyprze. Niektóre hale były naprawdę fajnie wypełnione. Był tam dobry „grecki” doping, bo Cypr to praktycznie to samo co Grecja. Kibice są tam bardzo charyzmatyczni, a nawet fanatyczni. W Finlandii różnie to bywało. Raz przychodziło mniej, a innym razem więcej ludzi.

Kiedy przed sezonem rozmawiałem z prezesem Piotrem Czuczmanem, powiedział on, że zawodnik taki jak pan przychodzi zapewne do Nysy, żeby potraktować ten klub jako trampolinę do tego, by w następnym sezonie trafić do klubu grającego w PlusLidze. Czy faktycznie z takim zamiarem pan przychodził?

- Każdy myśli o swoim rozwoju i ma jakieś wyższe cele, które sobie stawia, jednak ciężko jest myśleć długofalowo, podpisując roczną umowę, a w siatkówce mało jest umów dłuższych jak roczne. To nie jest piłka nożna. Tu po prostu podpisuje się umowę na rok i w kolejnym sezonie myśli się, co będzie dalej. Takie jest życie siatkarza.

Miał pan jednak świadomość, że po ostatnim sezonie aż trzech zawodników nyskiego klubu przeszło do PlusLigi? Miało to jakiś wpływ na pana decyzję o dołączeniu do Stali?

- Troszkę inaczej to widziałem. Ja na Stal patrzyłem jako na klub, gdzie można solidnie potrenować. Tak naprawdę nie wiedziałem ilu graczy zamieniło Nysę na PlusLigi. Teraz rzeczywiście widzę, że do PlusLigi przeszedł Patryk Szczurek i Mateusz Piotrowski. A kto trzeci?

Szymon Biniek, libero Effectora Kielce.

- Faktycznie. Tak czy inaczej, nie rozpatrywałem tego w ten sposób. Istotne dla mnie było, że klub ten utrzymuje zawsze pewien poziom sportowy. Właśnie o to głównie mi chodziło.

Czy grając w polskich klubach miał pan okazję grać w hali w Nysie?

- Wiele razy byłem tu z Bielskiem. Znałem tę halę, kiedy jeszcze nie było tej ściany, przed którą stoimy, a za którą była kiedyś trybuna. Pamiętam jak wypadały tu deski. Było to parę lat temu.

Wywiad opublikowałem na przegladligowy.com

www.facebook.com/mojewielkiemecze

@MojeWielkieMecz