Śląsk - Widzew 2011 Drukuj
niedziela, 10 kwietnia 2011 20:06

Na ponad godzinę przed meczem byliśmy z Elą pod stadionem Śląska. Jadąc w jego stronę mijaliśmy grupy kibiców Śląska ubranych na zielono. Po zrobieniu paru fotek weszliśmy na stadion. Bilety dzień wcześniej kupili nam organizatorzy zlotu groundhopperów. Mieliśmy miejsca na trybunie odkrytej, czyli tam gdzie siedzą najgłośniejsi kibice Śląska. Wyróżnialiśmy się brakiem szalików i zielonych strojów.

 

Trybuna zapełniła się do ostatniego miejsca, a w zasadzie było na niej więcej widzów niż miejsc. Widać to było w momentach gdy prowadzący  kazał siadać (cały mecz wszyscy stali), bo wtedy niektórzy nie mieli gdzie usiąść. Sporo osób stało też na schodach. Mecz został poprzedzony minutą ciszy ku czci ofiar katastrofy smoleńskiej.

Kibice Śląska liczyli na łatwe zwycięstwo. Najczęściej typowano wynik 3:0. Tymczasem, pomimo przewagi w pierwszej połowie nie udało się im pokonać bramkarza Widzewa. Doping był na solidnym wysokim poziomie, ale porównując go z krajową czołówką to nie powalał z nóg. Zdarzało się, że kryta samoistnie zaczynała coś skandować i część kibiców z trybuny odkrytej podchwytywało to, mimo że gniazdowi tego nie robili. W wielu klubach jest to nie do przyjęcia.  W przerwie meczu przenieśliśmy się na trybunę za bramką. Mecz oglądało się tam dużo gorzej, ale był dobry widok na trybunę odkrytą. Mogłem swobodnie porobić trochę zdjęć i nakręcić kamerą doping.

Głównym powodem zmiany miejsc było to, że pozostali uczestnicy zlotu groundhopperów tam zasiedli. Opłacało się przejść, bo mogłem dobrze zobaczyć dwie ciekawe oprawy. Wykonano duży napis: „Lepiej być martwym niż czerwonym” oraz oprawę zajmującą ¼ trybuny odkrytej o wymowie antykomunistycznej.

Podobno przesłanie jej było podwójne. Po pierwsze miało to charakter antykomunistyczny i to mi się podobało. Po drugie było wymierzone w Widzew, a to już nie wzbudziło we mnie żadnych emocji. W drugiej połowie ku mojemu i kibiców Śląska zaskoczeniu wyraźną przewagę osiągnął Widzew. Po bramkach Madery i Dzamalidze goście prowadzili 2:0, a mieli jeszcze ze dwie dogodne sytuacje na poprawienie wyniku. Między innymi znakomitym strzałem w poprzeczkę popisał się Sernas. Śląsk atakował z coraz większym zaangażowaniem, ale do 85 minuty robił to dość nieporadnie. Dopiero w 85 minucie bramkę zdobył Madej. W 94 minucie stadion oszalał z radości. Sędzia podyktował rzut karny dla gospodarzy. Szczerze mówiąc siedząc za bramką Śląska nie dostrzegłem tej sytuacji. Początkowo myślałem, że padł gol. Jedenastkę pewnym strzałem w okienko zamienił na gola Sebastian Mila, który był wyróżniającą się zawodnikiem Śląska.

Teraz zaczęło się świętowanie na Oporowskiej. Kibice niesamowicie mocno cieszyli się z tego remisu, choć gdyby ktoś przed meczem typował taki wynik byłby zapewne przez nich wyśmiany. W sumie sam mecz stał na przeciętnym poziomie. Jednak na długo utkwi w pamięci kibiców Śląska ze względu na jego dramaturgię. W Śląsku zagrali: Keleman, M. Gancarczyk, Celeban, Fojut, Pawelec, Sobota (Madej), Sztylka, Kaźmierczak, Mila, Ćwielong (Szewczuk), Jezierski (Gikiewicz). Natomiast w Widzewie: Mielcarz, Broź, Madera, Szymanek, Dudu, Budka, Bruno (Bieniuk), Panka, Duric (Dzalamidze), Zigajevs (Oziębała), Sernas. Po meczu pożegnaliśmy się z uczestnikami zlotu i udaliśmy się do domu. Przy okazji dziękuję wszystkim uczestnikom zlotu, którzy chcieli ofiarować mi bilety piłkarskie. Niestety z przyczyn „technicznych” nie doszło do tego, czyli zostało odłożone na inny termin.

Więcej zdjęć w galerii