WDŚ, czyli Ruch - Górnik 2011 Drukuj
poniedziałek, 21 marca 2011 20:09

Dzięki uprzejmości Marcina, znanego chorzowskiego groundhoppera i wielkiego fanatyka Ruchu, mogliśmy z Elą pojechać do Chorzowa na Wielkie Derby Śląska, czyli mecz Ruch Chorzów – Górnik Zabrze. Około godziny 16 ruszyliśmy spod domu nie zdając sobie sprawy jaką pogodę tam zastaniemy. Wprawdzie zaczął padać u nas deszcz ze śniegiem, ale myśleliśmy, że tam będzie inaczej. Pod stadionem byliśmy umówieni na godzinę 18. Chwile niepewności przeżyliśmy na ulicach Chorzowa. Na kilka minut stanęliśmy w korku. Najpierw usłyszeliśmy śpiewy kibiców, a po chwili wystrzały. Dostrzegliśmy, że ze 100 metrów od nas policja gania za kibicami. Zdaliśmy sobie sprawę, że to nie jest zwykły mecz. Kilka minut przed 18 byliśmy w umówionym miejscu. Po chwili przybył nasz chorzowski opiekun - Marcin. Po paru minutach dojechali nasi znajomi z II zlotu groundhopperów, czyli Krzychu, Rzeźnik i Endi. W tym czasie bardzo mocno padał deszcz ze śniegiem.

 

Pomimo, że wiedzieliśmy, że nad nami nie będzie dachu udaliśmy się na stadion 2 godziny przed meczem. Zaskoczyło mnie, że weszliśmy sprawnie i szybko. Kontrola była standardowa jak na wszystkich stadionach. Było tam niewielu kibiców. Po murawie jeździł traktor, który ją odśnieżał.

Opady były tak duże, że była to syzyfowa praca. Nie mogłem zrobić zdjęć i nakręcić filmików, gdyż padał tak duży śnieg. Trochę jednak zrobiłem. Byliśmy na pierwszym sektorze, czyli blisko klatki dla gości, a daleko od Klubu Kibica Ruchu. Przed meczem nie umiałem dostrzec, czy siedzą już tam kibice Ruchu, czy nie. Słyszałem ich, ale nie widziałem ilu ich jest.
Mecz rozpoczął się z kilkuminutowym opóźnieniem. Na początku spotkania kibice Ruchu zaprezentowali ciekawą oprawę.

 

Pierwsza połowa rozczarowała mnie. Mecz był słaby, na co duży wpływ miał wciąż padający deszcz ze śniegiem. Było mi zimno. Aparat i kamerę musiałem schować, bo były mokre. Kibice Ruchu nic wielkiego nie pokazali. Był doping, ale bez rewelacji. Może tak mi się wydaje, bo byłem daleko od nich i stadion nie jest zadaszony, przez co doping „ucieka”. Parę opraw zaprezentowali kibice Górnika i wspierający ich kibice GKS Katowice. M.in. zrobili pokaz pirotechniczny. Ładnie prezentowali się z flagami obu klubów.

W przerwie meczu byliśmy już przemoczeni i zmarznięci. Druga połowa rozpoczęła się z kilkuminutowym opóźnieniem. Jak się okazało warto było jednak czekać. Po około 3 minutach od rozpoczęcia drugiej części zgasły światła i natychmiast rozpoczął się wielki show. Odpalono olbrzymią ilość rac. Kibice Ruchu rozpoczęli bardzo głośny doping. Ognie płonęły nawet poza stadionem.

Kiedy wypaliły się race „odpalono” telefony komórkowe. Widok był niesamowity. Odniosłem wrażenie, że akcja ta dała kibicom chorzowskim olbrzymią satysfakcję. Przez moment zanosiło się, że na jednym z sektorów kibice Ruch sforsują ogrodzenie, ale do tego nie doszło. Race się wypaliły, a na stadionie wciąż było ciemno. Obawiałem się, że mecz może zostać przerwany. Po kilku minutach światła zapłonęły. Przez cały ten czas oba zespoły były w szatniach. Kiedy wróciły śmiałem się, że zaczyna się trzecia tercja. Zamieszanie to lepiej znieśli piłkarze Ruchu. W ciągu 10 minut zdobyli trzy bramki, które dały im zwycięstwo 3:0. Przez najbliższe pół roku kibice Ruchu będą chodzić z podniesionymi głowami.

Bramki zdobyli: Zieńczuk, Piech, Malinowski. Oba zespoły wystąpiły w następujących składach: Ruch – Perdijic, Dokic, Grodzicki, Stawarczyk, Szyndrowski, Grzyb (Janoszka), Straka, Malinowski, Jankowski (Komac), Zieńczuk, Piech (Abbott); Górnik – Stachowiak, Pazdan, Banaś, Jop, Magiera, Bonin (Pietrzak), Przybylski, Kwiek (Sikorski), Jeż, Wodecki (Marciniak), Zahorski. W sumie przewaga Ruchu nie była aż taka miażdżąca jakby wskazywał na to wynik. Mecz był przeciętny, ale atmosfera na stadionie była znakomita. Zaskoczyło mnie jednak, że na moim sektorze nie było prawie dopingu, choć ludzie mecz mocno przeżywali. W drugiej połowie kibice przyjezdni praktycznie nie istnieli. Po meczu byliśmy przemoczeni i zmarznięci. Moja kurtka ważyła kilka kilogramów więcej.

Uznaliśmy z moją żoną, że mimo to warto było. Jako ciekawostkę podam fakt, że na meczu było podobno 35 osób z Nysy i okolic. Zaskoczyło mnie to. Gratuluję Marcinowi i dziękuję za wszystko. Dzięki niemu zobaczyliśmy to widowisko. Groundhopperom dzięki za wspólnie spędzony czas na stadionie. Koledze Rzeźnikowi dziękuję za bilety z innych spotkań, które mi ofiarował.

Więcej zdjęć w galerii