Wyprawa do Czech - mecz nr 1 Banik - Żiżkov 3-1 Drukuj
wtorek, 01 maja 2012 09:08

W sobotę i niedzielę (28 i 29 kwietnia 2012) pojechaliśmy z Elą na wyprawę groundhopperską, celem lepszego poznania czeskiej piłki. W sobotę zaplanowaliśmy tylko jeden mecz, ale zapowiadający się najciekawiej. W Gambrinus Lidze, czyli czeskiej ekstraklasie, Banik Ostrawa podejmował Viktorię Żiżkov. Był to prawie „mecz na szczycie”. Banik przed tym meczem był na XV miejscu, a Viktoria na XVI. Obie drużyny musiały grać o zwycięstwo. Kilka dni przed meczem złożyłem wnioski akredytacyjne, ale nie otrzymałem na nie odpowiedzi. Jeszcze rano wysłałem maila z zapytaniem, na którego też nikt mi nie odpisał. Mimo to pojechaliśmy licząc, że w najgorszym przypadku kupimy bilety. Opuszczając Polskę zabraliśmy na stopa dziewczynę i chłopaka z Polski, którzy brali udział w autostopowym wyścigu do … Splitu. Takich osób na trasie stało mnóstwo. Wyróżniali się specjalnymi koszulkami. Mieli pecha. Okazało się, że wpakowałem się na płatną autostradę, a nie miałem winiety. Nie mogłem zawrócić. Zjechałem na pierwszym zjeździe w Ostrawie i tam musiałem autostopowiczów wysadzić. Jadąc dalej na „czuja” trafiliśmy prosto pod stadion Banika. Tam bez problemu przyznano nam akredytacje. Mnie prasową, a Eli fotograficzną. Poszliśmy zwiedzić knajpkę klubową – Banicek.

 

W knajpie jest ładny wystrój i dużo gadżetów klubowych, m.in. duży proporczyk GKS Katowice i co mnie zaskoczyło, święty obraz. Niestety nie było tam najbardziej czeskiego niealkoholowego napoju, czyli kofoli. Poszliśmy więc do pomieszczenia dla mediów, gdzie była kawa, woda i piwo. Mecz ten interesował mnie głównie z tego względu, że liczyłem, że zobaczę wszystkich trzech Polaków, którzy grają w Gambrinus Lidze. Grał tylko jeden. Był to Mateusz Słodowy z Viktorii, który w marcu był wysoko w moim Rankingu Polskich Piłkarzy. Dawid Pietrzkiewicz był rezerwowym bramkarzem w Baniku, a Zejdlera nie było nawet na ławce rezerwowych. Mecz ten interesował mnie jeszcze z dwóch powodów. Po pierwsze nie byłem nigdy na Baniku, a po drugie kibice Banika są uważani za jednych z najlepszych w Czechach. Stadion zrobił na mnie korzystne wrażenie.  Jest to stadion w starym stylu, ale ma to coś. Zapełnił się w 2/3 (11113). Miejscowi kibice prowadzili doping w polskim stylu. Było dużo śpiewów. Co chwile były okrzyki w stylu: „Cały stadion odpowiada”. Super atmosfera. Kibice Banika skandowali nazwę zaprzyjaźnionego GKS Katowice.

Była też kilkunastoosbowa grupa kibiców Viktorii. Słyszani byli tylko momentami. Mieli flagę informującą o ich przyjaźni z Cracovią. Do przerwy było 1:0 dla Banika, który przeważał w tej połowie. Nie było to jednak jednostronne spotkanie. Po 6 minutach gry w II połowie Viktoria wyrównała. W 57 Droppa z Banika nie wykorzystuje pozycji sam na sam z bramkarzem.  W 59 Magera strzela na 2:1 dla Banika.    W 77 minucie Kraut strzelił na 3:1. Na trybunach święto. Poszła nawet meksykańska fala. W 84 minucie rzut wolny wykonywał Słodowy. Widać, że ma mocną pozycję w drużynie. Od tego momentu Banik groźnie kontratakował. Widać było. Grał już na luzie.

W czasie meczu nie byliśmy z Elą razem. Ona w zielonej kamizelce chodziła po bieżni stadionu i robiła zdjęcia, a ja siedziałem z laptopem na stanowisku prasowym. Kilkanaście minut przed meczem, pomimo, że moja akredytacja mi na to nie pozwalała, przeszedłem się z Elą po bieżni. Mimo, że nie miałem kamizelki nikt mnie z porządkowych nie zaczepiał. Nie jest tak, że nic ich nie interesowało. W przerwie meczu pomyliłem się i wszedłem do pomieszczenia dla VIP-ów. Natychmiast mnie wyproszono. Po meczu poszliśmy na konferencję prasową z trenerami obu zespołów. Napisałem newsa dla boisko.pl i opuściliśmy stadion. O ile dobrze zrozumiałem, to kibiców na mecz wpuszczano za darmo, ale musieli iść do kasy po bilet. Znalazłem po meczu 2 takie bilety, na których była informacja, że są bezpłatne. Kiedy poszliśmy do samochodu, okazało się, że koło nas stoją dwa samochody z Polski na wodzisławskich tablicach. Kiedy mieliśmy odjeżdżać przyszło do nich kilka osób, a wśród nich był zawodnik Viktorii, Mateusz Słodowy. Porozmawiałem z nich chwilę. Nie chciał nic powiedzieć o swoich ewentualnych planach transferowych. Odsyłał mnie do pana obok, o którym z uśmiechem mówił, że to jego manager. Myślę, że to był ojciec. Ten, jak usłyszał, że byłem na meczu jako dziennikarz i że staram się coś dowiedzieć, to chciał się mnie szybko pozbyć. Inaczej pani, która była zapewne mamą zawodnika. Ucieszyła się, że chcemy za nimi jechać do Chałupek, bo nie znamy drogi. Po meczu pojechaliśmy do rodzinki w Polsce, gdzie nocowaliśmy.

Więcej zdjęć w galerii w folderze groundhopping-spring 2012